5 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Anglii.
Nie będę pisać o akcencie, ani niczym takim, o czym piszą wszyscy. Zaznaczę tylko, że faktycznie, bardzo ciężko było mi zrozumieć lokalnych ludzi. Ale wiadomo, każdy jest inny i spotkałam mnóstwo jednostek. Jednych rozumiałam bardziej (czyt. mówili po angielsku), innych mniej (nie wiem, skąd wytrzasnęli akcent i o co im w ogóle chodziło). Koniec końców, doszłam do wniosku, że amerykański jest łatwiejszy od brytyjskiego. Ale pewnie zaraz zmieniłabym zdanie, gdybym tylko wyjechała do US. :D
Jeżeli chcielibyście jakąś dłuższą notatkę o angielskim w Anglii, dajcie znać, tymczasem przechodzimy do pięciu rzeczy, które zaskoczyły mnie w UK!
1. Nie ma parkingów...
... przed domami. Domy w Anglii są dość małe i są to głównie semi-detached house. Jeżeli jest jakieś miejsce przed mieszkaniem, to głównie na ogród, choć raczej i tak ciężko o takowe. Więc ludzie parkują na chodnikach czy też na ulicach. Wydaje mi się, że nie bardzo to komukolwiek przeszkadza, ale gdybym była kierowcą, chyba bym się wściekła, gdyby po obu stronach stały mi samochody, a ja miałabym przejechać. A pamiętajcie, że po tych ulicach jeżdżą nie tylko auta ale i autobusy.
2. Jak już w temacie samochodów - nie można ich nikomu pożyczać.
Inaczej, można. Ale jednak nie do końca. Żeby jeździć czyimś samochodem, trzeba mieć ten samochód ubezpieczony na siebie. Co prawda, nikt wam tego od tak nie sprawdzi, więc cóż. Anglicy jednak raczej niechętnie dadzą wam swój samochód.
3. "Thank you...", "Yeah, cheers!"
Byłam naprawdę zdziwiona, gdy kupując coś, dziękując za coś, czy robiąc cokolwiek, ludzie zamiast mówić "thank you" mówili "cheers". Byłam pewna, że tego drugiego używa się tylko przy toastach i generalnie kojarzyło mi się z jakimiś imprezami i jedzeniem. Chodziłam więc trochę zdezorientowana przez kilka dni. Później dowiedziałam się, że Brytyjczycy używają "cheers" jako mniej oficjalnej formy podziękowania. Ale tylko oni, więc nie róbcie z siebie idiotów, w US to nie przejdzie. c:
4. Krewetki i sushi
W Polsce dość ciężko dostać jest krewetki. Jeżeli już się uda, to są drogie. W Anglii kupicie je w pierwszym lepszym sklepie, podobnie jak i sushi. A cena? 2-3 funty. Czyli po taniości i w różnych rodzajach. Czego pani sobie życzy, sałatki z krewetkami, krewetek w tempurze, tortu krewetkowego czy może krewetek w majonezie?
5. Harry Potter i Disney
Wiadomo, że Harry Potter powstał w Anglii, żył w Anglii i to ogólnie prawdziwy Angol. Nic dziwnego więc, że gdzieś tam w Londynie naprawdę jest peron 9 i 3/4, sklep z różdżkami czy nawet studio z całym Hogwartem. Ale nie spodziewałam się, że w Primarku będzie można dostać co tylko będzie się chciało z Harrego Pottera (może nie wszystko - głównie piżamy). Co więcej, jest też tam mnóstwo rzeczy z Disneya! Kigurumi, koszulki, spodnie, kapcie, poduszki, kubki... wszystko urocze i w Księżniczki, Dzwoneczki, Kubusie i inne Potwory!
Jak wiecie, byłam już w Anglii wcześniej na wycieczce do Londynu, więc osobne krany na zimną i ciepłą wodę, czy jakieś dziwne urządzenia do prysznica wcale nie zrobiły na mnie wrażenia. Wydaje mi się, że nawet w Londynie nie były takim wielkim szokiem. Chociaż chyba chwilę zastanawiałam się, jak uruchomić prysznic. :D
No comments: